6/06/2016

Grrr, | prawie | PORAŻKA

Oczywiście, posta pod wieczór nie napisałam, jak zwykle z resztą. Więc na wstępie powiem, że od dziś będę pisać raz dziennie, wieczorem.


Ale przejdźmy do sedna. I wczoraj i dziś zawaliłam, ale nie uważam, że upadłam z mojej winy. Zacznę od wczorajszego dnia. Od rana nic nie jadłam, a w sobotę miałam głodówkę, więc rzecz jasna, do południa, do póki nie napiłam się zielonej herbaty, ssało mi w brzuchu. Może i Wy nienawidzicie tego uczucia, ale ja je kocham! :) Jestem wtedy w 100% pewna, że dobrze mi idzie, jestem głodna i na pewno chudnę. Dobrze było, ale się skończyło. 15:00 - wyrok. Hahah, czyli dwie gałki lodów truskawkowych bez wafla (!), wepchniętych we mnie, przez ciocię. Byłam załamana. Oczywiście zaraz wygooglowałam, że 25g truskawkowych lodów to 34kcal. Poza tym, że się załamałam, dowiedziałam się, że śmietankowe mają jeszcze więcej kcal! A zawsze myślałam inaczej ;) Tak więc, 68kcal, pochłonęłam z przymusu. Ale, ale na szczęście, rodzina wymysliła sobie wycieczkę w góry, i tak zleciała mi reszta dnia, na ciągłym chodzeniu + szaleńczych biegach po mojej trasie, kiedy już wróciliśmy. 

Wyglądać tak w dresach? Marzenie o.o




A dziś? Jak minął poniedziałek? Równie koszmarnie. Rano, nic nie jadłam, przyszedł czas na żarcie w stołówce, tam czekał na mnie barszcz z uszkami. Musiałam zjeść, inaczej byłabym już na językach. 5 uszek, tak aż 5 równych uszek, i jak że równe 95kcal. Odetchnęłam nieco z ulgą, bo wiedziałam, że zaraz po tej 5 lekcji, będzie w-f. Nieco na pewno spaliłam, bo akurat ćwiczyliśmy, a potem graliśmy w siatkę. Potem, rzecz jasna z powodu wyrzutów sumienia, nie pojechałam do domu, autobusem, ale wybrałam się na nogach.


Martwię się, ponieważ wiem, że jutro w szkole też będę musiała coś zjeść, i to coś zapewne będzie o wiele większe i bardziej kaloryczne niż uszka xd Zapewne będą to drugie dania, coś w stylu wielki kotlet z panierką, udko itd. Jeśli moje obawy się sprawdzą to zapewne wrócę z faktem iż zjadłam 400kcal, jeśli byłby to kotlet. Liczę tutaj bez ziemniaków i reszty. Postaram się zjeść go niecałego, może połowę (wtedy byłoby to 200kcal). Macie może jakieś sposoby, aby ominąć ten obiad w szkole? Do tego czeka mnie wycieczka szkolna w sobotę, do Krakowa. Oby i tam nie czekał na nas "poczęstunek". 

Ah i do wieczora, raczej (nie raczej, na pewno! ) nie będą już nic jadła. Wypiję kubek drugiej zielonej herbaty i pójdę biegać.

10 komentarzy:

  1. "Jestem wtedy w 100% pewna, że dobrze mi idzie, jestem głodna i na pewno chudnę" - mam dokładnie tak samo :-) .
    Wiem, że zmienianie planu przez kogoś ssie, ale te liczby są tak małe - tyle, co nic. Tak czasem już jest, że nie ma rady i trzeba zjeść.
    Trzymaj się! :)
    PS kradnę ostatnie thinspo, bo boskie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak świetnie, że "inni" myślą podobnie ;)
      Zmienienie planu = najgorsza rzecz na świecie. Też uważam że jem ostatnio bardzo mało, tyle, że nawet nie wiem kiedy mam się spodziewać hamburgera czy pizzy. Wszystko przychodzi do mnie "po kryjomu". Wtedy kiedy najmniej się tego spodziewam. A jak już przychodzi jedzonko od mamy, w szkole, czy podczas wyjazdów, to jest bombą kaloryczną, więc staram się korzystać z dni w których mogę zrobić głodówkę, jak najlepiej.
      O tak ostatnia thinspiracja powalająca :D

      Usuń
    2. Ile ja się ptactwa i kolegów nakarmiłam, ile się nakłamałam "jadłam na mieście", "nie, nie lubię tego", mieszkając w domu, to moje :P . Nienawidzę zmieniać swojego planu żywieniowego, więc wiem, jak jest :D

      Usuń
  2. Najgorsze jest takie zmienianie planu z przymusu. Ale nie jest zle Kochana. Bilanse masz malutkie. Powodzenia jutro :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak i niestety, zmienianie planów psuje cały dzień, czasami nawet tydzień.

      Usuń
  3. Kończę właśnie socjologię i badanie rynku, więc wykształcenie mam, można powiedzieć, społeczno-ekonomiczne :) . Obcięcie kcal nawet nieplanowane, myślę, że nawet bez kolacji by się obyło i zamknęłabym się w ok. 500, ale boję się dalej ryzykować. Mam nadzieję, że uda mi się mieć mniej coraz częściej :D Zazdroszczę tego telefonowania. Ja miałam farta w umiejętnościach tylko do relacji face to face w małej grupie osób :/ . Co śmieszniejsze, jestem osobą bardzo asertywną i nie mam problemu z powiedzeniem komuś, że przegina pałkę i powinien iść się produkować gdzie indziej. Taka paradoksalna lama społeczna, ot co.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fajny kierunek, ale i tak moje drogi prowadzą mnie w inną stronę :)
      Co do odmawiania innym i asertywności, nie jestem chamska ani w żaden sposób wulgarna, ale władam ironią i sarkazmem :P

      Usuń
  4. Nie wiem kto cie zmusza do jedzenia w szkole, ale jeżeli znajomi to bez przesady: jak nie chcesz to nie musisz jeść oni cie nie zmusza, chyba ze sa zdolni do powierzenia o tym twojej mamie a to wyedy inna sprawa.tez uwielbiam to uczucie głodu, wyedy czuje sie taka lekka 💖 I zazdroszczę chodzenia po górach 🙊😍

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nikt nie zmusza, problem w tym, że ten kto nie je jest później "na językach" innych, a kiedy tak by się stało, zapewne musiałabym jeść całe posiłki xd
      Góry - ma miłość haha <3

      Usuń
    2. Ja mam podobnie, niby nikt mnie nie zmusza, ja sama w szkole nie mam apetytu, ale i tak musze trochę zjeść bo tak to koleżanki zaczynają coś gadać, już mi nawet nauczycielka i woźna zwróciły uwagę typy "czy ty się odchudzasz". ah... to chyba moja sprawa co wkładam do ust a raczej ile wkładam.

      Usuń